Nazywam się artystką – być może nie jestem skromna, ale nie
jest to cecha, o którą zabiegam. Nie zamierzam się też oszukiwać i ignorować
najwspanialszego uczucia, jakiego dotąd doświadczyłam. To moment, w którym
wiem, że zaraz stworzę coś niepowtarzalnego, nowego… własnego. Nigdy nie mam w
głowie rezultatu mojej pracy. Obrazy ewoluują, zmieniam punkt widzenia,
techniki. Sama nie wiem czego się spodziewać.
Zwykle zaczyna się od muzyki, doświadczenia, które wywarło
wpływ na moje uczucia lub światopogląd, obrazu. Następnie przedzieram się przez
otchłań internetu, szukając symboli i metafor, które mogłabym wykorzystać.
Najczęściej szkicuję ołówkiem, lub długopisem. Farby sprawiają, że czuję się
niepewnie. Zdecydowanie wolę korzystać z suchych narzędzi.
Kiedy zaczynam pracę wiem, że jeśli pierwsze pociągnięcie
ołówkiem będzie nieudane, stracę pewność siebie, błąd mnie zdezorientuje i
inspiracja zacznie blednąć. Staram się więc tego wystrzegać, dlatego też
początek zawsze kojarzy mi się z przyspieszonym biciem serca i (co wcale nie
jest pomocne), drżącymi dłońmi. Z drugiej jednak strony, właśnie dlatego kocham
to uczucie – niepewność, ciekawość, prawdopodobnie doza adrenaliny… i
pragnienie zrozumienia.
Skończoną pracę zazwyczaj publikuję w social media, ale nie
sądzę by ktokolwiek przyglądał się dłużej rysunkowi, posłuchał piosenki, której
tytuł umieściłam w opisie, czy poszukał powiązań. To rzecz, której najbardziej
mi brakuje. Interakcja z osobami, na które moje prace wywarłyby wpływ. Czuję,
że potrzebuję wskazówki, w którą stronę powinnam zmierzać. Czy ktokolwiek
czegokolwiek ode mnie oczekuje? Czy ktokolwiek docenia te ulotne chwile, które
gonię i którymi pragnę się podzielić? Mam nadzieję, że tak. W tym schemacie
potrzebuję więcej elementów...
rysunek zainspirowany utworem "Run" Hoziera
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz