Krople spływają w popłochu po jej nagich plecach, ponaglane
przez kolejne i kolejne i kolejne… Coraz
bardziej letnie, boleśnie ciepłe. A ona znów czuje w ustach miód – lepki i
słodki. Spływa na brodę, piersi, palce u stóp ale od skóry oddziela go oleista
warstwa. Wpływa też do środka i ona się dusi. Uniesienie w ekstazę, ekstaza w
ból, ból we wstyd, a ten nie przemija i trwa i trwa i trwa… Smagana brązem,
ukojona bielą, czerwień odbija się na niebieskim. Fiolet kwitnie. Soli nie powstrzymuje
i pozwala zaognić zaschnięte rany. Problemy nie są nimi lecz są i nikt nie
zaprzeczy bo nikt nie wie. Druga prostuje się i strzela kośćmi, pozorny tryumf
na jej twarzy ale odwracają wzrok. Jaśniejące punkty na zaciśniętych dłoniach,
żelazo z warg wyciskane i ciepło na policzku, dreszcz rozległy wymusza
westchnienie. Nie ma młodości, nie
takiej jak trzeba z rozwianymi włosami i spoconymi dłońmi, z uśmiechami bez
sensu i sensownych rozmów nie ma. Stoi ona i są zagubione, a uczucia wkoło
dręczą. Jego nie ma tam gdzie inspiracja skryta. Ona tylko czeka i czeka i
czeka. Brąz, tęcza nieprawdziwa, szkarłatny zaciek i brak formy. Ponownie:
brąz, tęcza nieprawdziwa, szkarłatny zaciek i brak formy. Ona to potrafi –
bezwartościowe obrazy, ocena, wina. Wdech wita veritas. Wydech godzi się ją
przyjąć, a druga w cieniu skryta odchodzi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz